niedziela, 13 kwietnia 2014

Liga Młodych: Inwazja (Young Justice: Invasion, 2013)

DC Comics, od samego początku swojego istnienia, popiera idee nastoletnich pomocników superbohaterów. Postaci, które z początku miały służyć głównie jako bohaterowie, z którymi mogłaby się, utożsamiać młodociana publiczność, z czasem stały się częścią tradycji wydawnictwa. W listopadzie 2010 roku, za sprawą stacji Cartoon Network, odbyła się premiera pierwszego odcinka "Young Justice", animacji opowiadającej o przygodach grupy byłych sidekicków. Początkowy sukces serialu sprawił, że niecałe dwa lata później, w ramówce stacji CN pojawił się drugi sezon, zatytułowany "Young Justice: Invasion".

Jedną z najmocniejszych zalet pierwszego sezonu, były interakcje między bohaterami. Czuć było chemię między postaciami. W gruncie rzeczy zespół tworzył jedną, wielką rodzinę, co wyróżniało go na tle pozostałych. Justice Legue jest zbieraniną największych potęg uniwersum DC, które przeważnie nie miały ze sobą wiele wspólnego, podczas gdy członkami Young Justice są bohaterzy, którzy znają się prawie od początku swoich karier. W drugim sezonie zostaje to jednak lekko zachwiane, a spowodowano to głównie zwiększeniem obsady. Wprowadzenie nowych, intrygujących bohaterów, było według mnie dobrym posunięciem, ale wraz ze zwiększeniem obsady, gdzieś ten rodzinny klimat uleciał. Mimo powiększonej drużyny, twórcy starali się każdej z postaci, dać swoje pięć minut. Jednak byli oczywiście herosi, którzy byli mocniej eksploatowani, niż inni. Najlepszym tego przykładem jest Blue Beetle, nowa postać, która z biegiem czasu, zaczęła mieć największe znaczenie w całej intrydze wokół, której praktycznie toczył się serial. 
Skoro już o intrygach mowa. W serialu było ich mnóstwo. Spisek gonił spisek. Z każdym odcinkiem odkrywane były nowe karty, które wiązały się z niesamowitymi zwrotami akcji, które nie raz spowodowały, że nie uwierzyłem w to, co przed chwila widziałem. Od początku serialu wszystko co wiemy, może się okazać jednym wielkim kłamstwem i ta nieprzewidywalność była największą zaletą "Invasion".

Decyzje podjęte przez bohaterów mają ogromny wpływ na rozwój akcji. Ich błędy z każdym odcinkiem odgrywają coraz większa rolę. Im dłużej śledzimy akcję, tym coraz wyraźniej widzimy, o jak wysoką stawkę, toczy się gra.

Przeniesienie akcji o pięć lat naprzód, względem pierwszego sezonu pozwoliło, między innymi pokazać jak rozwinęły się postacie, które zadebiutowały w pierwszej odsłonie serialu. Niektórzy tylko zmienili pseudonimy, inni na stałe porzucili bohaterski fach lub przeszli na ciemną stronę mocy. Były i małżeństwa, a w drużynie zadebiutowali herosi, którzy w pierwszym sezonie, pojawili się tylko w tle.
Drugi sezon jest naprawdę świetny, jednak nie ma wątpliwości, że nie jest przyjazny dla nowego widza. "Invasion" kontynuuje wątki z zakończenia pierwszego sezonu, dlatego ktoś, kto chciałby rozpocząć przygodę z YJ, może czuć się zagubiony. Bez znajomości pierwszej odsłony serialu, nie warto zabierać się za drugą, ponieważ może to odebrać wiele radości z seansu, a pierwszy sezon po prostu zasługuje, by go obejrzeć, ponieważ to kawał dobrej animacji.

Jestem szczęśliwy, że serial został zaanimowany w "tradycyjny" sposób. CGI w naprawdę niewielu wypadkach wygląda dobrze. Jak dotąd ten sposób animacji przypadł mi do gustu, tylko w "Teenage Mutant Ninja Turtles" stacji Nickelodeon. Kreska jest schludna i dość realistyczna. Mówiąc realistyczna, chodzi mi bardziej o to, że postacie nie cierpią na syndrom kanciastych twarzy, który można było zaobserwować w "Batman: The Brave and the Bold". Jednak tam mieliśmy do czynienia z inna konwencją. Poważniejsza historia potrzebuje bardziej realistycznej kreski.

Jeśli chodzi o względy techniczne animacja była płynna, co w dzisiejszych czasach nie powinno nikogo dziwić. Nie jest to jednak ten sam poziom co np. w "Avatar: Legend of Korra", gdzie pojedynki pomiędzy magami są prawdziwą wizualną ucztą. "Ligę Młodych" ogląda się po prostu dobrze.
Muzyka w tym serialu nie odgrywała żadnej większej roli. Twórcy ograniczyli nawet intro serialu, byle by zyskać dodatkowe sekundy. W "Inwazji" starano się w dość krótkim czasie antenowym, zamieścić maksimum treści.  

Na koniec zostawiam pewien mankament, który zdecydowanie nie jest winą twórców, tylko beznadziejnej polityki stacji. "Young Justice: Invasion" kończy się dość otwarcie. Widać, że twórcy mieli plany na trzeci sezon, ale nie doszły one do skutku, ponieważ... zabawki się nie sprzedawały. Figurki na podstawie telewizyjnego show sprzedawały się na tyle kiepsko, że trzeciego sezonu nie zamówiono. Na nic zdały się petycje zdesperowanych fanów.

"Young Justice: Invasion" jest serialem zdecydowanie godnym polecenia. Powiem więcej jest to najlepszy animowany serial od czasu "Justice Legue: Unlimited", który moim zdaniem mógłby być częścią dawnego DCAU. Wciągająca fabuła, świetna intryga, wielka stawka, wielowymiarowe postacie, masa świetnych wątków pobocznych, dobra realizacja formalna, czyli wszystko czego oczekuję od dobrego serialu animowanego, którego mianem "Young Justice: Invasion" może się szczycić.
________________________________________________________________
Tytuł oryginalny: Young Justice: Invasion
Produkcja: USA, 2012
Reżyseria: Jay Olivia, Michael Chang
Scenariusz: Gregg Weisman, Peter David, Andrew Robinson, Jon Weisman
Liczba odcinków: 20

Brak komentarzy: